Archiwum sierpień 2005


sie 31 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2
Michał Płoski napisał: "Mój Nazaret leży w Górach Świętokrzyskich. Mijam oddaloną od szosy wioskę, Ścieżka wiedzie przez pola w stronę okrytego lasem pasma wzgórz. Ze starego sadu umykają sójki, zaś sikorki koło chaty nie przejmują się moim przybyciem. Rozpalam pod kuchnią. Suche szczapy strzelają i huczy ogień. Przynoszę wodę, rąbię przed domem drwa i co jakiś czas dokładam do pieca. Woda w czajniku bulgoce i można już zrzucić kurtkę i czapkę, i zasiąść do herbaty. Krótki dzień schodzi mi w lesie, skąd znoszę gałęzie. O zmierzchu wracam do chaty. Na tlący się żar rzucam szczapki, zapalam lampę naftową, wyjmuję chleb. Głęboka cisza. W lesie dusza powoli odzyskuje swą naturę. Ustępują napięcia. Tu nie ma brzydkich dni". Mój Nazaret odnajduję w Bieszczadach.
uliczny_marzyciel : :
sie 07 2005 Bez tytułu
Komentarze: 0
Biorę ostry nóż do ręki, ważę go w dłoni, powoli obracam w palcach, otwieram bez pośpiechu składane ostrze, przyglądam się z bliska cienkiej krawędzi, którą zbliżam do dłoni. Przy zetknięciu nie czuję wcale chłodu stali, lecz lekki ciężar. Przy mocniejszym nacisku nie czuję bólu, lecz pieczenie. Widzę teraz dokładnie niewielki ślad po ostrzu. Na bielszej linii skóry pojawiaja się pierwsze krople krwi. Wyglądają niczym krople potu.
uliczny_marzyciel : :
sie 06 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2
Zawsze zastanawiałem się, jak to jest być wrednym skurwysynem. Teraz już wiem. Jestem nim.
uliczny_marzyciel : :
sie 05 2005 Bez tytułu
Komentarze: 0
Bij, bij naprawdę mocno, uderzaj jak najsilniej, wal tak, aby zabolało, ładuj z całej siły, nie miej litości, bij moje serce, bij.
uliczny_marzyciel : :
sie 03 2005 Bez tytułu
Komentarze: 3
Gramy, gramy, gramy, cały czas kurewsko gramy. Nie tylko zmieniamy maski na co dzień, ale niemalże co chwilę, co godzinę właściwie, aby dopasować się do sytuacji, aby odpowiednio się ustawić, aby oddalić zagrożenia, aby wypaść jak najlepiej przed wszystkimi, bądź też dla uzyskania jak najlepszego poklasku lub nagrody. Dlaczego nie przyznajemy się do tego? Nie zdajemy sobie z tego sprawy, robimy to mechanicznie. Tempo życia zmusza nas do aktorskiej działalności. I jedynie niektórych stać na męski gest – na ucieczkę od cywilizacji, od zgiełku i szumu metropolii, mediów, uginania się i łaszenia przed innymi, od włażenia innym w tyłek, od lizydupstwa. Piszą o tym naukowcy, że sami przerzucamy się z jednej roli do innej w czasie nie tylko biograficznym, ale w ciągu każdego dnia, określając to mianem alienacja, powszechne wyobcowanie czy utrata tożsamości, co akurat wszyscy przyjmują bez zastrzeżeń. Budząc się jesteś ojcem, bratem, siostrą, dzieckiem. Po godzinie wchodzisz w rolę pasażera, współtowarzysza podróży, kierowcy, uczestnika ruchu drogowego. Po przekroczeniu drzwi pracy musisz ubrać maskę pracownika, doradcy, urzędnika, sprzedawcy etc. Jeszcze w międzyczasie jesteś konsumentem, klientem, obserwatorem, a może kochankiem, podglądaczem itd. itp. Role można mnożyć w nieskończoność, od czego tylko głowa może rozboleć. Słowem, Panie i Panowie, gówno to wszystko warte.
uliczny_marzyciel : :