sie 19 2004

góry


Komentarze: 3

   Czytam właśnie "Dotknięcie pustki" Joe Simpsona i czuję to samo: "Wejście na szczyt wywołuje we mnie rodzaj niepokoju. Ten nagły bezruch, cisza po burzy, chwila namysłu nad tym, co robię i drażniące zwątpienie, czy aby jeszcze kontroluję swoje poczynania. Co mnie tu przygnało - żądza przygody, przyjemności, a może zwykłe zadufanie? Czy naprawdę chcę wciąż więcej i więcej? Chyba się rozklejam. Przecież takie momenty mają też w sobie coś radosnego i wiadomo, że nie trwają długo. Niezdrowy nastrój można wytłumaczyć chwilowym lękiem, pesymizmem nieopartym na żadnych zdrowych przesłankach." To ten sam, czający się tuż pod powierzchnią, niepokój podkręcany przyspieszonym oddechem, gwałtownym pulsem i zmęczeniem, którego właściwie już się nie czuje. Ta sama monotonia, która nigdy się nie znudzi: poranne wyjście na szlak - wędrówka - wieczorny powrót i tak przez cały dzień, dwa czy tydzień. Rany, jak ja to lubię. Od kilku dni "wkręcam" sobie góry.

 

uliczny_marzyciel : :
21 sierpnia 2004, 22:43
monotonnie powracająca chęć,pięknie
21 sierpnia 2004, 17:55
a ja czasami czuję ja spowalniam i przez jakiś czas pozostaję w bezruchu emocjonalnym i takie tam
20 sierpnia 2004, 10:08
zycie jest takim wejscie na szczyt... Można polec w połowie drogi, albo go zdobyć...

Dodaj komentarz