Najnowsze wpisy, strona 4


gru 02 2005 więcej seksu
Komentarze: 5

„Więcej seksu” śpiewał w latach osiemdziesiątych zespół ZOO. Kultura masowa wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom, nadrabia stracony czas i obdarza nas nowatorską interpretacją seksualności każdego człowieka.

Niekwestionowanym liderem tego rodzaju „edukacji” są prywatni nadawcy telewizyjni. Dzięki nim możemy poznać gwiazdy porno, które instruują, jak można wejść do branży, jak nakręcić pierwszego pornosa, co należy zrobić, aby wystąpić w „profesjonalnej produkcji” itd. Grzechem byłoby nie skorzystać z możliwości bezpłatnego marketingu przez zaradnych „artystów”, prezentowane są zatem próbki ich „aktorskiego talentu”. Słowem: poznajemy know how pornobiznesu. Zresztą praca ta posiada, w opinii zainteresowanych, same idealne cechy, o których marzy każdy pracownik – pozwala wcielać w życie własne pomysły, zapewnia prestiż, sprzyja licznym i bezpośrednim kontaktom z innymi ludźmi, stwarza możliwość rozwijania własnych uzdolnień i podnoszenia kwalifikacji, co łącznie w oczywisty sposób staje się źródłem niewyczerpanej satysfakcji.

W sferze motywacji mamy natomiast do czynienia z traktowaniem tego zajęcia w kategoriach pełnego profesjonalizmu, a siebie jako zawodowców (w stylu: „wykonywanie tego zawodu jest satysfakcjonujące”). Dowiadujemy się również, że w tej profesji trzeba być ambitnym, zdecydowanie dążyć do celu i należy być sumiennym (aczkolwiek to ostatnie spostrzeżenie brzmi dość zabawnie). Ukoronowaniem dążeń nieskrępowanej jaźni są stwierdzenia: „zawsze marzyłam o tym, aby być aktorką”, „mój przykład świadczy o tym, że marzenia naprawdę się spełniają”. Powyższe stwierdzenia przekonują nas bez cienia wątpliwości, w czym tak naprawdę możemy odnaleźć sens życia, aby w pełni wyrażać siebie.

Jednak to nie wszystko, ponieważ formuła talk show oferuje jeszcze większe możliwości, z której bardziej zapobiegliwi skrzętnie korzystali i korzystają nadal. Warto więc zwrócić uwagę na zupełnie nowy aspekt tego zjawiska, który pojawił się w jednym z takich programów. Okazuje się bowiem, że jeśli małżeństwo pstryknie sobie parę fotek pornograficznych i w dodatku opchnie je jakiemuś świerszczykowi, to problemy małżeńskie ustępują niczym trądzik młodzieńczy. Można wręcz odnieść wrażenie, że tego rodzaju praktyki pozwalają osiągnąć małżeński sukces: zapewniają trwałość związku, zwiększają poczucie szczęścia obu małżonków oraz zadowolenia z małżeństwa, a także wzbogacają integrację wewnątrzmałżeńską.

Ale – jak wiadomo – nic nie jest doskonałe więc i tu pojawiają się problemy. Pierwszy z nich polega na tym, że przedsięwzięcie to, wbrew powszechnej opinii, jest nierentowne. Wkrótce może nawet okazać się, że tego rodzaju pisemka egzystują na granicy opłacalności lub wręcz nie przynoszą dochodu. Drugi problem polega na tym, że trzeba dumnie stawić czoła drobnomieszczańskiemu zakłamaniu zawistnych sąsiadów, którzy nie wiadomo czemu są oburzeni. Warto jednak chyba to przeboleć w porównaniu ze szczytnym celem, jaki przyświeca takiemu związkowi.

W głębszej perspektywie mamy zatem nie samą chęć szokowania widza czy pragnienie pokazywania zachowań nie mieszczących się w obrębie tradycyjnej kultury, lecz zaangażowanie w promocję tego typu wykoślawionych zachowań. Co ciekawe, za tą zachętą do pornoeksperymentów kryje się jednocześnie obrona przed potencjalnymi atakami w postaci oferty skutecznego rozwiązywania problemów małżeńskich. Pojawiający się w podtekście perswazyjny komunikat mówi: „skoro tym parom to pomogło, to czemu nie ma pomóc wam? Nie macie przecież nic do stracenia. Przynajmniej spróbujcie”.

Pornografia działa więc tu nie jako archaiczne oczyszczenie (katharsis), lecz jako uzdrawiający aerobik. W „klasycznym” ujęciu pornografia posiadała terapeutyczny charakter dzięki aktowi oglądania, który miał właściwości oczyszczające i rozładowujące. Tak też była usprawiedliwiana przez jej obrońców. Obecnie zaś mamy do czynienia z zachętą do brania bezpośredniego udziału w akcie terapeutycznych zapasów, które mają zapewnić nową jakość ognisku domowemu.

Z pewnością nietrudno jest sobie wyobrazić sytuację, gdy pornoprzemysł nakręci film zgodny z wszelkimi prawidłami gatunku, którego fabuła mogłaby mniej więcej wyglądać następująco: jeden z partnerów odchodzi znudzony banalnym życiem małżeńskim, ale po wielu perypetiach – doceniając zalety domowych pieleszy – wraca do współmałżonka przekonany, że monogamia jest jednak optymalnym rozwiązaniem. Tym samym producenci pornosów mogą zamknąć usta przeciwnikom, mówiąc: „Przecież wymowa naszego filmu jest jednoznaczna – jest on bowiem w stu procentach prorodzinny i stanowi apoteozę małżeństwa”.

Tylko pytanie: kto pierwszy?

 

 

uliczny_marzyciel : :
lis 29 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2

Gdyby w bezsenne noce zacząć zliczać dni, wobec których moja nienawiść rosła lub utrzymywała się na tym samym poziomie, to człowiek umarłby z braku snu.

Dziwne, że ktoś, kto mnie nie zna lub zna słabo uznaje ad hoc takie słowa za oznakę najgorszych cech, jakie tylko można zgromadzić w głowie jednego człowieka albo uznaje niemal za „jądro ciemności”. I tylko słychać, że ponurak, że gbur i milczek, że znowu pesymista i cynik itd.

A w moim przekonaniu to normalny stan rzeczy. Przez pryzmat egocentrycznego postrzegania świata i ludzi: skoro jestem taki, to uznaję to za coś zwyczajnego, normalnego. W końcu trzeba pogodzić się z takim stanem rzeczy, bo inaczej może szlag trafić.

 

uliczny_marzyciel : :
lis 23 2005 Bez tytułu
Komentarze: 6

Lata temu słyszałem pewną opowieść jakiejś pani profesor socjologii o łódzkim życiu studenckim w epoce topornego socrealizmu. W 1949 roku działy się tam rzeczy niesamowite, gdy wokół szalał coraz bardziej sadystyczny stalinizm, ideologię szerzono tak jak nigdy dotąd, a propaganda prześcigała tę rodem z goebbelsowskich marzeń i snów. Na skutek szalejącej urawniłowki powstawały różne nieformalne organizacje studenckie jak np. Związek Nihilistów czy Klub Samobójców. Co ciekawe, w tym ostatnim istotą zainteresowań było oczywiście samobójstwo. Ludzie spotykali się więc potajemnie i dyskutowali, wysłuchiwali czy sami pisali referaty: socjologia samobójstwa, psychologia samobójstwa, lub samobójstwo w literaturze, sztuce, muzyce etc. Najradykalniejszą formą protestu przeciw ponurej rzeczywistości miało być zbiorowe samobójstwo członków Klubu przy użyciu cyjanku potasu. Doszło nawet do tego, że dwoje młodych ludzi porwało się na tak dramatyczny krok i popełnili rzeczywiście samobójstwo.

I to jest w tym interesujące: obecnie samobójstwo popełnia się z innych powodów niż dawniej. Bo kiedyś ludzie pragnęli w ten sposób zaprotestować przeciw czemuś, co ich bolało, raniło do żywego – przeciw okrutnemu terrorowi ideologii komunistycznej, przeciw jawnej niesprawiedliwości skrywanej pod płaszczem tzw. „sprawiedliwości społecznej” czy „konieczności dziejowej”. A dziś? Wrażliwość na krzywdę innych spadła radykalnie w dół niemal na zbity pysk, zawęziliśmy pole widzenie i zainteresowań wyłącznie do własnych spraw, staliśmy się rozbuchanymi indywidualistami, dla których niepowodzenie w istotnej dla nas dziedzinie oznacza katastrofę i koniec świata.

Jedynie z takiego punktu widzenia w chwili obecnej to zjawisko mnie interesuje: jako obserwatora rzeczywistości czy jej badacza.

 

uliczny_marzyciel : :
lis 22 2005 Bez tytułu
Komentarze: 4
Wierzę w to, ale to, w co wierzę jest nierealne.
uliczny_marzyciel : :
lis 19 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2
Nie mam nic do powiedzenia, przynajmniej nic ciekawego. Nie, raczej w ogóle nie mam, bo gdybym miał, to przecież w jakiś sposób dałbym do zrozumienia, że jest coś godnego czyjejś uwagi i o czym warto zagaić. Niestety, nie ma nic takiego więc siłą rzeczy nie mogę na ten temat nic ciekawego powiedzieć. Mógłbym oczywiście zażartować, że oto za chwilę zapodam coś ciekawego, że zaskoczę kogoś czymś interesującym lub przynajmniej zajmującym, ale nie, nic z tego. Wszak nie należy mówić, gdy nie ma się nic do powiedzenia, prawda?
uliczny_marzyciel : :