Archiwum 10 listopada 2004


lis 10 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

…taa, koniecznie jakaś minimalna dawka empatii dla samego siebie, bo prawdopodobnie pozostaje jedynie usiąść, zamknąć oczy i zastanowić się nad sobą. Ale do tego trzeba by było spojrzeć na siebie jak na kogoś obcego, o którym niewiele w sumie wiadomo. Zadać też sobie parę pytań i odpowiedzieć na nie. Szczerze. Taki mały rachuneczek sumienia, żeby tylko wiedzieć, co robić następnego dnia. Podobno pomaga. Podobno. Z drugiej strony tak pewnie wygląda sposób na życie dla największych frustratów. Rzecz ponoć niezbędna w trudnych chwilach – rozrachunek z samym sobą – choć nieodparcie towarzyszy ci wrażenie, że rozmawiasz z największym kretynem, jakiego tylko mogłeś spotkać. Przecież facet jest na najlepszej drodze do samozagłady, a jego życie przypomina krach na nowojorskiej giełdzie. Chciałbyś nim być?

Jasne, nie masz wyboru. Nie masz absolutnie żadnego wyboru. Możesz tylko pomarzyć. I tak będziesz musiał zmierzyć się z „wesołą” rzeczywistością. Możesz jeszcze wybrać inną drogę i skończyć gdzieś w rynsztoku bez domu, rodziny i przyjaciół.

Ponoć wtedy należy powiedzieć sobie: stary, weź się w garść, skończ z użalaniem się nad sobą, jutro powinno być lepiej. Taa... tylko że tym razem to nie pomaga. Robisz więc tysiące innych rzeczy: łazisz gdzieś bez celu, zapalasz kolejnego papierosa, szukasz nowych doznań, upijasz się w towarzystwie... lustra. Niby wiesz, że kolejny dzień będzie lepszy. Mimo to mówisz sobie: stary, zaśnij w końcu, musisz zasnąć, przecież musisz się uspokoić. Przecież wiesz, że facet nie powinien okazywać słabości, nie powinien mówić o swoich problemach, słabostkach, bo tak nie wypada.

uliczny_marzyciel : :