Spróbujmy inaczej. Może tak:
Niedawno skończyłem oglądać "Dużą rybę" Tima Burtona. Tego mi było trzeba! Oderwać się na chwilę od japońskich i skrajnie pesymistycznych obrazów Takeshi Kitano, po których wypadało tylko albo schlać się na amen albo mysleć o życiu pozagrobowym. A tak naprawdę "Duża ryba" to naprawdę ładny film. I jest utrzymany w starym dobrym burtonowskim klimacie, gdzie jest nieskazitelnie bajkowo i zarazem groteskowo ("Edward Nożycoręki" się przykładowo kłania). A film powinien obejrzeć każdy facet, ktory ma lub miał problemy z wzajemnymi relacjami z własnym ojcem, co w naszym polskim przypadku deje zapewne jakieś 95% męskiej populacji.
Pisząc te słowa zajadam się kanapkami z serem, ale tym prawdziwym francuskim! i popijam to wszystko yerba mate (kto czytał Cortazara, ten wie o co chodzi). Ser pychota pierwsza klasa! Caprice coś tam Dieux co chyba znaczy "kaprys Boga". Rzeczywiście nazwa adekwatna do smaku, a swoją drogą tak ochrzcić pokarm, to mogli chyba tylko Francuzi.