Komentarze: 2
Kiedy jesteś przy niej, rozmawiaj z nią jak najwięcej.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
Kiedy jesteś przy niej, rozmawiaj z nią jak najwięcej.
Moją płytą wiosny zostaje krążek "Tulipany" Daniela Blooma. To zarazem ścieżka dźwiękowa do filmu Jacka Borcucha o tym samym tytule. Filmu jeszcze nie widziałem, ale muzyka urzeka. Jest taka świeża, a jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że to już gdzieś było: genialny fortepian Leszka Możdżera (gościnnie), formy przywołująca najlepsze kompozycje Ennio Morricone i to wszystko podane w delikatnym klasycznym sosie jazzowym. Jeśli poszukiwać określenia, które w kilku słowach pomagałoby streścić muzykę to nazwałbym ją "radosnym wiosennym jazzem". Zresztą sam tytuł jest niezwykle wiosenny i taki pachnący, że słuchając tej płyty nie sposób powstrzymać się od mocnego wciągnięcia powietrza i szukania w nim śladu zapachu tulipanów. Wiosna, panie marzycielu!
"To niespokojna chwila. Trzymała głowę opuszczoną, by mógł podejść bliżej. Ale on nie mógł, z braku odwagi, obróciła się więc i odeszła". Tak brzmią pierwszą pierwsze słowa "Spragnionych miłości". Piękna historia, pięknie opowiedziana nie tylko słowem, muzyką, ale przede wszystkim gestami, obrazem, grą światła i cieni nocą w pokojach hotelowych, barach, korytarzach i małych uliczkach. Każdy może tam zobaczyć siebie w "niespokojnych chwilach". Coś się kończy, coś się zaczyna, coś przygasa i coś wybucha niezwykłym płomieniem.
"Miłość potrzebuje przede wszystkim odpowiedniej chwili. Nawet spotkanie właściwej osoby nie ma sensu... jeżeli jest już zbyt wcześnie lub zbyt późno. Gdybym żył w innym czasie i miejscu... moja historia mogłaby mieć zupełnie inne zakończenie". To chyba jedna z najważniejszych kwestii "2046". I znowu pokoje hotelowe, bary spowite dymem, mijanie się w ciasnych korytarzach, spojrzenia, gesty... Oglądając "2046" i mając w pamięci "Spragnionych miłości" ma się wrażenie jakby Kar-Wai opowiadał wciąż tę samą historię. Ale, do licha!, daj Boże, aby wszyscy opowiadali w ten sposób! Gdyby tak było, Ridley Scott mógłby nakręcić mojego ukochanego "Blade Runnera" z akcją w czasie wojny w Wietnamie, a Coppola "Czas Apokalipsy" w niedalekiej przyszłości! Chciałbym kiedyś opowiedzieć podobną historię, która byłaby tworem własnej wyobraźni, a nie doświadczeń.
Nie potrafiłem odnaleźć się przez ostatnie dni. Tak po prostu, nie potrafiłem. Nie mogłem słuchać, ani oglądać relacji związanych z uroczystościami i wydarzeniami w Rzymie. Prędzej czy później docierało bowiem do mnie jakieś słowo, obraz, zdanie, które natychmiast sprawiały, że ogarniał mnie ogromny żal. Dziś szczególnie musiałem uważać, aby nie docierały do mnie obrazy i dźwięki przekazywane na żywo - wiedziałem, że, wystarczy lekko poruszyć jakąś czułą strunę w duszy, a z pewnością coś we mnie pęknie (znowu!). Zupełnie nie spodziewałem się takich emocjonalnych reakcji u siebie w tym czasie. To ponoć dobry objaw świadczący o tym, że chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle i że jest jeszcze jakaś nadzieja.
Dzisiejszej nocy, jadąc około trzeciej nad ranem przez miasto, przejeżdżałem Aleją Jana Pawła II. Kilkukilometrowa centralna arteria została wyłożona na poboczach, krawężnikach i chodnikach mnóstwem świec, zniczy. Jechałem więc zupełnie pustą aleją i patrzyłem na to wszystko. Widok zapierający dech w piersiach, widok, przy którym trudno się nie wzruszyć (podobnie jak podczas cichego marszu i apelu). Przez chwilę poczułem się innym człowiekiem.