Komentarze: 4
Poraża mnie ignorancja, jaka wykazują kobiety, jeśli chodzi o zbliżanie się do komputera (ktoś inny na moim miejscu napisałby po prostu, że go rozpierdala babskie nieuctwo w dziedzinie komputerów).
Jestem w stanie niektóre rzeczy zrozumieć lub przynajmniej próbować pojąć, ale tego, że:
1) wołają cię za każdym razem gdy chcą włączyć serwer,
2) wołają cię za każdym razem gdy mają wyłączyć serwer,
3) nie potrafią sprawdzić najzwyklej w świecie poczty elektronicznej już od wieków niemal skonfigurowanym Outlookiem,
4) wołają cię za każdym razem, gdy drukarka im nie chce drukować, a wystarczy ponowić zadanie, uzupełnić papier lub wykonać równie idiotycznie prostą czynność,
5) wołają cię, gdy „coś się samo (sic!) poprzestawiało” i albo zjada literki albo nie chce się przestawić albo widać kilka kartek naraz etc.
nie zrozumiem i nie pojmę za żadne skarby świata!
Kobiety, przecież to nie szkoła, tu nie trzeba niczego zakuwać na pamięć. Naprawdę. Wystarczy trochę pomyślunku. Rozumiem, że gdy w poukładany i wykuty na pamięć bieg wydarzeń (po czynności a wykonać b, wcisnąć c i wpisać d…) wkrada się coś nieoczekiwanego, to można czuć się lekko zaskoczonym lub wpaść w panikę, ale do cholery od tego jest klawiatura i mysz, aby to zmienić! Przecież to zalatuje jakimś chorym nieróbstwem! A na wasze miejsce znalazłoby się mnóstwo chętnych, którzy bez mrugnięcia okiem zrobiliby (i zrobiłyby – żeby było jasne!) co trzeba.